Tętniące życiem miasto, w którym były bloki mieszkalne, sklepy, szpital, stołówki, klub oficerski a nawet kino i piekarnia. 5 tysięcy osób mieszkało tu, spędzało wolny czas i codziennie wychodziło do pracy i szkoły. Tak wyglądało Kłomino do 1992 roku. Dziś straszy opuszczonymi mieszkaniami, zrujnowanymi budynkami i pustką. Dlaczego tak się stało? Jaka jest historia tego tajemniczego miejsca? Kłomino to pierwsza odsłona naszego nowego cyklu o opuszczonych miejscach.

Miasto z niemiecką i radziecką historią w tle

Kłomino, lub dawniej Westfalenhof i Gródek, to osada w województwie zachodniopomorskim, w powiecie szczecińskim. Powstało jako miasto militarne, w którym znajdowała się siedziba niemieckich oddziałów Służby Pracy. Zbudowano tu drewniane, koszarowe budynki, które na początku II Wojny Światowej zostały przekształcone w obóz jeniecki dla oficerów. Z biegiem czasu do Kłomina zaczęli trafiać także szeregowi jeńcy oraz cywile, Żydzi, Francuzi i Rosjanie. W 1941 roku przywieziono do obozu 26000 jeńców radzieckich, z których większość zmarła z powodu śmierci głodowej.

Po wojnie teren przejęli Rosjanie. 50 budynków poniemieckich rozebrano by materiałów użyć do budowy Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Zaczęto też tworzyć w Kłominie samowystarczalne miasteczko dla żołnierzy, oficerów oraz ich rodzin. Znajdowało się tu wszystko co potrzebne do życia. Teren otoczony był płotem pod napięciem, którego pilnowali uzbrojeni żołnierze. Osoby postronne nie miały wstępu na teren ówczesnego Gródka . Było to elitarne, zamknięte miasteczko, które służyło około 300 żołnierzom i ich rodzinom za dom i miejsce do życia.

Miasto widmo

W 1992 roku, gdy Armia Czerwona opuściła tereny naszego kraju, miasto opustoszało. Polska administracja nie zdecydowała o zasiedleniu Kłomina. Miasto nigdy nie uzyskało praw miejskich. Te decyzje zapoczątkowały systematyczną dewastację tego miejsca. Wynoszono i demontowano wszystko co miało jakąkolwiek wartość. Usunięto wszelkie metalowe elementy a także kruszono beton w celu odzyskania stalowych zbrojeń. Kolejne budynki były stopniowo burzone, gdyż groziły zawaleniem. Miasto zaczął być także wchłaniane przez otaczający las i roślinność. Miejsca, które pozostały przypominają o tym, że życie zamarło tu niemal z dnia na dzień.

Do dziś zachowały się 4 obiekty koszarowe, 3 bloki mieszalne, punkt medyczny i stołówka. Do większości budynków bez problemu można wejść, co robi ogromne wrażenie i daje wyobrażenie o tym, że ludzie prowadzili na tym terenie zwyczajne życie. Obecnie pozostały puste obiekty bez drzwi, okien, dachów, często z rozebranymi klatkami schodowymi. Coraz więcej terenów wokół jest porośniętych wysokimi trawami. Aż trudno uwierzyć, że w tym miejscu, w środku lasu, były niegdyś zadbane domy, place i inne obiekty tworzące miasteczko na powierzchni 82 ha.

Dziś potrzeba dość sporo wysiłku aby dojechać w to miejsce. Leży na granicy województw Zachodniopomorskiego i Wielkopolskiego, między miejscowościami Sypniewo i Nadarzyce (ok. 13 km. od Bornego Sulinowa). W połowie drogi widnieją znaki na Kłomino. Jadąc piaszczystą drogą dojedziemy do skrzyżowania, na którym należy skręcić w lewo. Droga przez las jest w bardzo złym stanie, a znaki informują o dodatkowych utrudnieniach z powodu kradzieży studzienek kanalizacyjnych. Na miejscu spośród wysokich drzew wyłaniają się opuszczone bloki.

Większość terenu bez problemu można zobaczyć, gdyż nikt go nie pilnuje. Należy jednak uważać gdyż budynki grożą zawaleniem. Jeśli uda Wam przekroczyć teren tego miejsca, z pewnością poczujecie ten wyjątkowy dreszczyk emocji. Musicie się jednak spieszyć. Większość budynków może już niedługo zniknąć z powierzchni ziemi a miasto widmo popadnie w zapomnienie.

Fot. Joanna Węgielewska (5)